środa, 8 lipca 2015

(nie)oczekiwani sprzymierzeńcy


dowiedziałem się, że istnieje ideologia i związany z nią ruch, którego postulaty są bardzo zbieżne z moimi. Na razie nie jestem w stanie ocenić jak bardzo zbieżne i czy w swoich przemyśleniach nie dochodzę do wniosków z którymi transhumaniści http://www.transhumanism.org/index.php/WTA/more/659/ by się nie zgodzili, ponieważ wygląda na to, że skupiam się bardziej na konsekwencjach realizacji ich dążeń.

Kim będziemy, co będziemy potrafili i jaki będzie nasz dalszy rozwój, gdy już osiągniemy, to co postulują, gdy w wyniku, nie tylko przez nich, prowadzonych badań będziemy (niemalże?) nieśmiertelni, a nasze umiejętności, możliwości i potencjał intelektualny się zwielokrotni? Jak by tego nie nazywać, jeżeli będziemy potrafili nie tylko skopiować ludzki umysł http://pl.wikipedia.org/wiki/Transfer_umys%C5%82u, ale także od zera stworzyć nową inteligentną, świadomą istotę i takowymi zaludnić jakiś wirtualny świat, według naszych współczesnych wyobrażeń staniemy się... bogami.

Stąd już krok do trudnych pytań o nasze początki i rzeczywistą naturę świata, w którym żyjemy. Skoro niebawem sami będziemy tworzyć światy i byty, to czy możemy mieć pewność, że sami nie jesteśmy tworem jakiegoś niedorozwiniętego boga?
Dlaczego niedorozwiniętego? Jeżeli nie jest/był ułomny, to na pewno nie jest/był też samą dobrocią:
Jak to możliwe, że tylu rozsądnych ludzi wierzy, że to możliwe, że najwyższa, najwspanialsza, idealna, nieskończenie i tylko dobra istota, wszystko i wszędzie mogący bóg, mógł stworzyć świat, w którym dominuje chaos i zło zawarte w samej istocie życia - przynajmniej w wersji znanej na ziemi - gdzie prawie wszystko co żyje, by żyć dalej, musi odbierać życie innym bytom? Z niewielu przyjemności jakie doświadczamy, do głównych należy to, co jest najczęstszą, ale nie jedyną, przyczyną zabijania (konsumpcja), a, z ogromu nieustannie doświadczanych przykrości, każda istota, częściej prędzej niż później, doświadcza tej najgorszej – kresu istnienia. Po owocach go poznacie...

Z dwojga złego, wolałbym być sierocym dziełem samoistnej biogenezy, niż takiego stwórcy. Z tym, że w odróżnieniu od wszelkich (a)teizmów, nie posiadając obiektywnej wiedzy w tym temacie, nie wiedzę powodu by wierzyć w to, co mi się wydaje. Co nie znaczy jednak, że uważam, że w ogóle nie warto w cokolwiek wierzyć. Niedawno, idąc dalej mało oryginalnym tropem wątpliwości co do tego, co jest rzeczywiste, a co nie (Lem, Dick, Matrix i zapewne połowa współczesnej SF), ku swojemu zaskoczeniu dotarłem do rejonów, w których mój, do tej pory świecki, agnostycystyczny światopogląd zaczął coraz bardziej nabierać cech religijnych.

Znalazłem rzeczy, w które warto wierzyć! Tyle że nie w tradycyjnym rozumieniu, polegającym na wyborze wiary w jedną z, w żaden sposób niepopartych empirycznie, wersji historii i prawdziwej natury świata, tylko w to, że nieograniczony potencjał ludzkiego umysłu może doprowadzić do osiągnięcia przez naszych potomków wszystkich umiejętności i możliwości, które aktualnie przypisujemy bogom. A co za tym idzie, że będą oni mogli zrealizować większość obietnic (jeżeli nie wszystkie), jakie na przestrzeni całej historii, w imieniu przeróżnych bogów, składali nam ich kapłani. Włącznie z tą najważniejszą, realizowaną nie tylko w formie krionikihttp://pl.wikipedia.org/wiki/Krionika, obietnicą wskrzeszenia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek istnieli.
Taką właśnie, niepopartą żadną nieweryfikowalną metafizyką i objawieniami, będącą jedynie konsekwencją logicznego rozumowania wysnutego z obserwacji dynamiki rozwoju ludzkości, skierowaną ku przyszłości, wiarę we własne siły, brak ograniczeń i kresu rozwoju ludzkiego umysłu, proponuje jako alternatywę dla dalszego biernego trwania w świecie pobożnych życzeń wszystkich dotychczasowych religii oraz ateistycznego minimalizmu i agnostycznego nihilizmu.

Wiarę, która nie opisuje jaki świat jest, tylko taką, która chce go zmieniać. Wiarę, która nie każe oglądać się na niczyją łaskę, wiarę w siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz