piątek, 21 kwietnia 2017

POLUBPIS



Można odnieść wrażenie, że skoro Prawo i Sprawiedliwość atakuje Platformę Obywatelską ze skrajnie konserwatywnych, religijnie fundamentalistycznych pozycji, to oznacza, że PO jest po drugiej, świeckiej i postępowej stronie barykady. W ten sposób tworzy się, leżące w interesie obu stron konfliktu, złudzenie, że wypełniają sobą całą scenę polityczną, a pozostałe partie znalazły się w parlamencie jedynie w wyniku błędu mniej zorientowanych wyborców.

W momencie, w którym PIS (wcześniej chadeckie Porozumienie „Centrum” nomen omen) zdecydowało się radykalizując przekaz przejąć prawie cały narodowy, „antysystemowy”, „antyspiskowy” i roszczeniowy elektorat, Platforma siłą rzeczy została popchnięta w stronę centrum, a z braku realnej siły na lewicy jest dalej spychana w tym kierunku.  W ten sposób powstała w Polsce naprawdę dziwna, unikatowa konstrukcja. Prawicowa w wymiarze gospodarczym, przy czym cały czas chadecka Platforma, w oczach swojego elektoratu stała się synonimem lewactwa, postkomunizmu, nomenklatury, zdrady narodowej, a nawet antyklerykalizmu. „Jedyny prawicowy” PIS, pod narodowymi hasłami, realizuje program sprawiedliwości społecznej, wyrównywania szans, redystrybucji i renacjonalizacji, którego nie powstydziłaby się żadna lewicowa partia na zachodzie Europy. Wychodzi na to, że na przemian rządzą nami od lat, nie dwie prawicowe partie (co i tak już jest rzeczą niespotykaną), a (post)komuniści i (narodowi) socjaliści…

Platforma broni dziś Unii Europejskiej, integracji, in vitro, wolnych mediów, wojuje z Radiem Maryja. Nie powinniśmy jednak zapomnieć, że w okresie swoich rządów, zadowolona ze status quo, ani odrobine nie ograniczyła finansowania kościoła przez państwo, podtrzymywała indoktrynację w szkołach, czciła Żołnierzy Wyklętych, nie zliberalizowała najostrzejszego w Europie prawa antyaborcyjnego… Jak to możliwe, liberalna PO?

Możliwe, a nawet w pełni zrozumiałe. Nie przypadkiem w 2005 roku najoczywistszą i oczekiwaną przez wszystkich koalicją powyborczą miał być „POPIS”. Obie partie tworzyli w owym czasie ludzie o bardzo zbliżonych poglądach, wywodzący się z tych samych środowisk, z dawnej opozycji antykomunistycznej, pierwszej solidarności. Obie gromadziły i reprezentowały wszystkich starych i młodych patriotów gotowych stanąć do walki (a może tylko słać innych) nie tylko w obronie ojczyzny, ale także Boga i (ich) honoru.  Od początku istnienia do dziś, obie, jakże skłócone, partie wymieniły między sobą więcej członków, niż wszystkie inne ugrupowania razem wzięte…

Platforma powstała jako połączenie kilku postsolidarnościowych, konserwatywnych i liberalnych środowisk, przy czym od początku liberalizm miał głownie gospodarczy wymiar. Poza bezideowcami, którymi w drodze po władzę, i po jej przejęciu, obrasta każda formacja, do dziś trzon Platformy tworzą ludzie, których łączą wartości, stare przyjaźnie, wspólna przeszłość w podziemiu, z trzonem PIS-u. Dopiero dla pokolenia Misiewiczów i Młodych Demokratów partie te są „odwiecznymi wrogami”.

W całym cywilizowanym świecie panuje równowaga, w której zarówno prawica jak i lewica jest silnie i reprezentowana przez partie o jednoznacznym profilu ideowym.  W oparciu o to, która strona lepiej przekona do siebie chwiejny elektorat centrowy, przez, częściej krótszy niż dłuższy, czas utrzyma się u władzy, by w końcu, zgodnie z regułami demokracji, oddać ją drugiej stronie. Wiadomo czego po kim można się spodziewać i jakie reformy wdroży, by naprawić to z czym przesadzili poprzednicy oraz w jakim kierunku sam popłynie. I tak w kółko, w najstarszych demokracjach od stuleci.

Polska scena polityczna po 1989 roku, choć cały czas zbyt rozdrobniona, szła w podobnym kierunku. Aż do 2005 roku, gdy partie prawicowe zyskały wyraźną przewagę, która od tamtej pory nieustannie pogłębiają. W 2015 roku doszło do tego, że partii identyfikujących się wprost z lewicą zupełnie zabrakło w parlamencie. Czy to znaczy, że lewicowy elektorat zupełnie zniknął? Nie. Został tylko całkiem skutecznie zagospodarowany przez PIS i PO. Wszystkich, których pociąga jedynie ekonomiczny wymiar lewicy, przejął PIS. Do lewicy światopoglądowej skutecznie od lat uderza Platforma z komunikatem: nikt poza nami nie jest w stanie Was obronić przed PIS-em. I kółko się zamyka.

Co paradoksalne, właśnie w dotychczasowej wielkim poparciu społecznym dla PIS-u i słabości całej opozycji (nie tylko PO), można było szukać nadziei na wyjście z zaklętego POPIS-owego kręgu. Im silniejszy czuje się PIS, tym bardziej traci instynkt samozachowawczy i kontakt z rzeczywistością. Im słabsza jest opozycja, tym większą można mieć nadzieję, że w końcu pojawi się ktoś, kto będzie w stanie wyrwać lewicowy elektorat obu, mającym niewiele z nim nic wspólnego, partiom i przywrócić równowagę oraz normalność polskiej demokracji.

Tylko za chwilę miną dwa lata, od kiedy PIS rozpoczął swój pochód po władzę, za pół roku będzie już bliżej kolejnych wyborów niż ostatnich, a nowej siły nie widać nawet na horyzoncie. Dochodzi do sytuacji, w której ludzie przerażeni tym, co robi PIS zaczynają powoli zapominać, dlaczego odwrócili się od Platformy i ta powoli odbudowuje poparcie…

Czy naprawdę nie zasługujemy na nic lepszego, niż powrót do władzy ludzi wypranych z wszelkich idei, których cały deklarowany zapał do naprawy niszczonego przez PIS państwa osłabnie natychmiast po odzyskaniu wszystkich utraconych stanowisk? Ludzi, którzy pomni porażek swych spóźnionych reform, ani do nich nie wrócą, ani nie zaproponują nowych, ani nie będą w stanie posprzątać po poprzednikach? Ludzi, którzy najprawdopodobniej, choć innymi metodami niż PIS, ostro wezmą się tylko do minimalizowania ryzyka ponownej utraty władzy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz