środa, 8 lipca 2015

szkoda Tolkiena, szkoda nas

Władca Pierścieni to moja ulubiona książka. To ona ukształtowała moją wrażliwość i patrzenie na świat. To dzięki tej sugestywnej, kompletnej wizji alternatywnego świata po raz pierwszy pomyślałem, że rzeczywistość, w której żyjemy być może nie jest jedyną.
Długo czekałem na ekranizację. Długo o niej marzyłem. Zastanawiałem się, jak reżyser przedstawi ten niepowtarzalny świat, jego klimat. Bałem się, czy się uda i czy nie powstanie kolejny hollywoodzki, papierowy gniot. Miałem nadzieję, że zabierze się za niego jakiś wybitny reżyser...

Gdy przeczytałem o wcześniejszych dokonaniach Petera Jacksona zacząłem się bać. Gdy zobaczyłem pierwszy plakat z twarzą Wooda w roli Froda miałem mieszane uczucia. Z jednej strony niepokojące spojrzenie, oryginalna uroda aktora i dopracowanie obrazu robiły pozytywne wrażenie, z drugiej, nie było to pucołowate oblicze hobbita...

I tak już miało pozostać. Filmy były bardzo nierówne. Dopracowana w najmniejszych szczegółach scenografia, kostiumy, charakteryzacja, zapierające dech w piersiach animacje i krajobrazy, ba nawet niektóre sceny – np. gniew Gandalfa na Bilba, Galadriela opierająca się pokusie pierścienia – robiły wrażenie, ale dominował niesmak, to nie był ten zaczarowany, poetycki, mityczny świat Tolkiena, tylko przerysowanie (wzięte z taniego horroru wyobrażenia orków i trolli), groteskowe uproszczenia, skróty (gdzie stary las, Bombadil, kurhany, Saruman w Shire?) i gigantomania (olifanty większe od dinozaurów). Każda zmiana, każdy wprowadzony motyw pokazywał, że przedsięwzięcie przerasta twórców...

W pierwszym Hobbicie trolle wyglądały już jak trolle, ale biorąc pod uwagę to, że tym razem z krótkiej książki zrobiono wielogodzinna trylogię, można było spodziewać się, że będzie lepiej?

Chyba nie jest tak, że jestem fanatykiem książki i żadna ekranizacja by mnie nie zadowoliła. Choć zazwyczaj filmy nie dorównują pierwowzorom, zdarzają się i porównywalne i przerastające oryginał.  Na przykład, o ile lepiej wypadłby te filmy, gdyby realizowali je twórcy ekranizacji Potterów? Tu tez nie było idealnie, panią Rowling zdecydowanie warto było tu i ówdzie poprawić, a w filmach również zmiany były raczej nietrafione (szczególnie ostateczne stracie rozczarowało), ale w tym wypadku oceniam wysiłek filmowców pozytywnie, a więźnia azkabanu i czarę ognia nawet bardzo dobrze. Może nie jakaś wyjątkowa sztuka, ale niezłe rzemiosło.
Za Tolkiena powinien był wziąć się artysta. Niechby też zmieniał, wprowadził własny sznyt, ale mniej skupił się na widowiskowości i efektach, a bardziej na próbie oddania wyjątkowego ducha tej prozy.

Z czegoś bardzo wyjątkowego zrobiono disnejowskie show. Zapewne minie bardzo wiele lat, zanim ktoś ponownie weźmie temat na warsztat i niestety nie ma gwarancji, że zrobi to lepiej. Marne mam szanse na to, by jeszcze zobaczyć Śródziemie w godnym go wydaniu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz