Drugie spojrzenie:
Połowa ludzkości dysponuje takim samym kapitałem, co kilkudziesięciu najbogatszych ludzi na ziemi. Czy jest możliwe by ci drudzy choć ułamek procenta tego majątku zasługiwali własnej pracy?
O ile więcej warty jest wysiłek tego, który pracuje przy biurku, od tego, który je sprząta? O połowę, dwa razy? Może nawet i dziesięć, ale czy sto, tysiąc, więcej? Czy na pewno?
Czy praca tego, który "obraca" jakimś towarem jest więcej warta niż tego, który go wytworzył? Dlaczego godzimy się na to, że to ten pierwszy zarabia wielokrotnie więcej?
Dlaczego od lat jednym z głównych towarów eksportowych zachodu jest XIX wieczny kapitalizm z kilkunastogodzinnym dniem pracy, zatrudnianiem dzieci i głodową płacą?
Dlaczego od kilkudziesięciu lat na całym świecie stale rośnie różnica między zarobkami pracowników i menadżerów? Jak to możliwe w demokracjach, gdzie nie trzeba bić się o swoje, a wystarczy zagłosować? Dlaczego jawnie wyzyskiwana większość godzi się na to? Jak długo będzie się jeszcze godzić?
Czy koniecznie musi nastąpić niekontrolowany wybuch, kolejne wojny i rzezie, by ci, którzy mogą uczciwie dzielić się wspólnie wypracowanym zyskiem, zechcieli się podzielić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz