Co ma myśleć o opozycji, która już teraz wie, że to złe posunięcie i zapowiada, że, jak tylko dojdzie do władzy, wyda kolejną fortunę na ich przywrócenie?
Wszystkie hurtem wprowadzane "reformy" PISu, to w sumie gigantyczny wydatek dla budżetu. Można by to jakoś rozciągnąć w czasie, lepiej zaplanować (np. czy wszyscy wielodzietni powinni dostawać te 500 zł?) zredukować koszty, rozłożyć w czasie... Tymczasem, na wyścigi, po nocach, nie tylko ograniczają nam wolność, ale także znajdują kolejne cele, na które warto wydać nasze podatki.
Rozumiem, że przejęli także mennicę, ale...
Wygląda na to, że śpieszą się tak, bo lista zmian, które zaplanowali na pierwszą kadencję, jest dłuższa niż był (i chyba nadal jest) w stanie wyobrazić sobie rozsądnie myślący człowiek.
...
Tak jak, mimo narzekań, przydało się nam 500 +, tak trudno sobie wyobrazić, że, w trosce o finanse publiczne, sami z siebie płacilibyśmy wyższe podatki lub nie chcielibyśmy przewalutować kredytów frankowych po pierwotnym kursie. Już wiemy, że, przynajmniej w najbliższym czasie, nie wzrośnie nam kwota wolna od podatku, a o sensownej ustawie frankowej możemy zapomnieć. Czy powinniśmy nad tym egoistycznie boleć czy cieszyć się, że rządzący tak jakby nieco zmądrzeli i choć przyszłość nadal rysuje się w ciemnych barwach, nie grozi nam już natychmiastowa zapaść?
A może wolelibyśmy, by się nie cofnęli i w konsekwencji nieuchronnego kryzysu gospodarczego upadli pod ostrym i masowym naporem całego społeczeństwa?
Czy powinniśmy mieć nadzieję, że Morawiecki i spółka szybko doprowadzą do zapaści, która odbierze im władzę, ale także wpędzi w biedę miliony ludzi? Czy jednak liczyć na to, że okaże się geniuszem tak ostro rozpędzającym gospodarkę, by była w stanie udźwignąć wszystkie pomysły swojego zaplecza?
Czy powinniśmy żyć nadzieją, że PIS, najpierw silnie rozbudzając apetyty, a następnie nie realizując wszystkich obietnic przedwyborczych, w końcu straci poparcie, czy obawiać się, że raz zepsuci wyborcy zagłosują już tylko na tego, kto obieca jeszcze więcej?
Jeżeli za trzy lata okaże się, że będziemy żyć w kraju, w którym tylko wolność będzie towarem deficytowym, a większości będzie żyło się wyraźnie dostanej, czy jest jakakolwiek szansa, by ktokolwiek z opozycji wygrał wybory?
Co doprowadziło do upadku PRLu? Brak wolności czy pogłębiający się kryzys gospodarczy? Dlaczego w Chinach nikt nie berze się na poważnie za obalanie komunizmu? Co Polakom jest bardziej potrzebne: wolność zgromadzeń i wypowiedzi czy to, by z roku na rok było ich stać na więcej?
Czy ustrój, w stronę którego aktualnie zmierzamy, na pewno powinien się nazywać Czwartą Rzeczpospolitą? Czy też wszyscy razem, wespół w zespół, budujemy własnie lepszy, bo bogatszy, choć równie opresyjny, teraz w bogoojczyźniane barwy ubrany, Drugi PRL?
...
Nie ma ludzi nieprzekupnych. Wszystko jest kwestią umiejętnie sformułowanej oferty. Co zrobię kiedy za 3 lata okaże się, że PIS nie tylko zrobił z Polski drugą Japonię, a raczej Chiny, ale w kolejnej kampanii, zapowiedzią likwidacji czasu zimowego lub/i zmiany strefy czasowej, obieca mi więcej słońca?
Co powinien zrobić polski rząd, byś także Ty zgodził się zrezygnować z wolności?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz